10 and 20 us dollar bill
04 września 2025

Bajka o Inżynierze Kiwaczku z Orlandii, część 4:
Sąd Czarownic 2.0, czyli jak (nie) robić rozliczeń z Wróbelkami.

W Orlandii od zawsze lubiano wielkie widowiska. A że jedni mieli balony, inni defilady, to nowa ekipa rządzących postanowiła wymyślić coś bardziej spektakularnego – Sąd Czarownic 2.0.

 

Ogłoszono zatem, że powstanie nowa komisja, która rozliczy wszystkie w ich ocenie „złe rzeczy” popełnione wobec wolnych ćwierkających obywateli w latach 2016–2023. Brzmiało pięknie, wręcz bajkowo. Ale kto miał w niej zasiąść? Społecznicy? Mądre sowy z uniwersytetu? Doświadczeni prawnicy? Owszem, ale… obok nich także ci, którzy sami wcześniej wpadli (nie bez powodu) w łapki Wróbelków Porządkowych.

 

Tak więc ci, których dawniej ciągano po lochach Cytadeli, teraz mieli oceniać, czy Wróbelki dobrze ciągały…

 

– „To tak, jakby miłośnicy jazdy na gapę sprawdzali bilety w tramwaju!” – ćwierkały złośliwie wróble z sąsiednich gałęzi.

 

Komisja, której być nie powinno

 

Zgodnie z pradawną Księgą Konstytucji Orlandii, takie komisje mogły tworzyć tylko najważniejsze Wróble-Posłowie. A i to nie po to, by oceniać sprawy już dawno rozsądzone przez Sąd Gołębi. Tymczasem nowa komisja właśnie tym miała się zajmować: grzebaniem w sprawach zakończonych i rozliczaniem wszystkiego raz jeszcze.

Kiedy ktoś podrapał się w skrzydło i spytał, czy to w ogóle legalne, władza szybko poprawiła zapis i ogłosiła, że to tylko „ciało doradcze samego Najwyższego Pióra Premiera”. Brzmiało poważnie, choć reszta ciał w Orlandii przewracała oczami.

 

Wróg publiczny numer jeden

 

Nowa komisja postanowiła badać działania Wróbelków Porządkowych. A przecież każdy wiedział, że wróble działały w oparciu o rozkazy – jedne większe, inne głupsze, ale zawsze lecące z góry. Z góry zaś rozkazywały nie wróble, lecz Ministrowe Sowy.

– „To jak grać w szachy samemu ze sobą i dziwić się, że jedna strona przegrywa!” – mruknął nawet Inżynier Kiwaczek, poprawiając swoją czapeczkę.

Ale komisja i tak uznała, że trzeba sprawdzić, czy wróble ćwierkały zgodnie z procedurą, gdy rozganiały zbyt głośne kawki.

 

Przedawnione ziarenka

 

Starsze wróble wiedziały jednak coś jeszcze: że większość tych spraw tak naprawdę dawno się… przedawniła. Ziarenka przewinień leżały w trawie już tyle czasu, że zdążyły spleśnieć.

– „Po co więc całe to zamieszanie?” – pytały młodsze ptaszki.

Odpowiedź była prosta: dla widowiska. Bo choć nikt nikogo naprawdę nie mógł ukarać, o ile w ogóle byłoby za co, to można było dużo krzyczeć, dużo wskazywać dziobem i dużo machać skrzydłami przed publicznością.

 

Sąd Czarownic zamiast reformy

 

Tak oto zamiast naprawiać karmniki i budować nowe gniazda, rządzący urządzili spektakl z paleniem czarownic. Każdy miał kogoś oskarżyć, każdy miał kogoś obronić, a na końcu i tak wszyscy posypani byli tym samym błotem.

Wróbelki Porządkowe, zaniepokojone, zaczęły się zastanawiać, czy następnym razem w ogóle warto fruwać na interwencję. Bo skoro każda decyzja podjęta dziś mogła zostać w zupełnie inny sposób rozliczona jutro – to może lepiej w ogóle nie ruszać skrzydeł?

A Kiwaczek, patrząc na ten cyrk z murów Cytadeli, mruknął pod nosem:

– „Dla mnie to dobrze… w mętnej wodzie łatwiej się schować.”

 

Morał?

Gdy władza zamiast naprawiać gniazdo woli rozliczać, kto kiedyś w jej ocenie źle ćwierknął – pisklęta zostają bez karmnika.

A wróble? Zawsze muszą walczyć o swoje dobre imię, podczas gdy na górze sowy tylko zamieniają się miejscami.